Logotyp Wisła Płocka S.A.
Oficjalna strona internetowa
WISŁY PŁOCK S.A.


Czy najnowsze odsłony Assassin’s Creed powinny być tak nazywane? - ni stare, ni nowe #17

 

Pierwsza odsłona tej popularnej serii miała swoją premierę w 2007 roku. Od tego momentu doczekaliśmy się już prawie 20 części. Oznacza to, że studio Ubisoft wydaje regularnie Assassin’s Creedy w mniej, niż rok. O ile 15 lat temu seria prezentowała bardzo świeży pomysł na rozgrywkę, tak po latach coraz bardziej pożerała własny ogon. Dlatego w 2017 roku twórcy zdecydowali się na dość ryzykowny ruch, czyli reset serii połączony ze sporymi zmianami w rozgrywce. Czy w najnowsze odsłony Assassin’s Creed warto zagrać?

Fani gatunku przez lata mogli zwiedzić wiele wspaniałych miejsc. Trafialiśmy w sam wir rewolucji francuskiej, do Florencji, Wenecji, Konstantynopola czy nawet na piracki statek. Byliśmy w stanie wziąć udział nawet w XIX-wiecznej rewolucji przemysłowej w Anglii. Było tego naprawdę sporo, jednak twórcy postanowili w końcu dać spokój Enzio czy Desmondowi.

Tak w 2017 roku premierę miała odsłona z jednej strony wyjątkowa, a z drugiej strony powtarzająca grzeszki poprzedniczek (i dokładająca nowe). W tym tekście wyjątkowo nie skupię się na jednej grze, a aż na trzech. Jednak ci co grali wiedzą, że recenzje Origins, Odyssey i Valhalli wcale nie muszą być od siebie tak różne.

Czym w ogóle jest Assassin’s Creed? Jest to seria fabularnych gier akcji, których główną osią historii jest ciągnący się setkami lat konflikt między bractwem asasynów (do których najczęściej należy główny bohater) a zakonem templariuszy (główni źli). W każdej odsłonie mniej lub bardziej pojawia się wątek krucjat oraz samej Jerozolimy. Z początku twórcy kierowali rozgrywkę w stronę skradanki - w końcu asasyn, jako cichy zabójca powinien likwidować swoich przeciwników nie będąc wykrytym. Jednak z każdą kolejną częścią się to zmianiało, a w najnowszych odsłonach, o których jest dzisiejszy tekst elementy skradankowe co prawda istnieją, ale korzysta się z nich bardzo sporadycznie.

 

Assassin’s Creed: Origins

 

Ubisoft zdecydował się cały wątek konfliktu templariuszy i asasynów bardzo ograniczyć. Jaki był tego powód? Po pierwsze zawężało to mimo wszystko fabułę, która musiała być wokół tego tematu skupiona. Po drugie osoby, które chciały zakupić nowsze odsłony mogły obawiać się, że bez znajomości kilkunastu poprzedniczek po prostu zgubią się w historii - dotyczy to też młodszych odbiorców, dla których takie Odyssey czy Valhalla może być pierwszą stycznością z serią. W najnowszych odsłonach konflikt asasynów z templariuszami się pojawia, ale jest to na tyle sporadyczne, że w zasadzie mogłoby tego nie być. Co więcej, uważam wręcz, że te wątki są najsłabszym elementem fabuły. Jednak oczywiście twórcy musieli zachować pozory, bo bez tego ciężko byłoby nazwać swoją grę Assassin’s Creed - a przecież mówimy o bardzo znanej i szanowanej serii, która samym tytułem może przynieść Ubisoftowi spore zyski.

Zaczęło się więc od Assassin’s Creed: Origins, która przenosi nas do starożytności. Panoramą przygody jest Egipt u schyłku epoki ptolemejskiej (49-44 rok p.n.e.). Gracz wciela się w medżaja (coś pomiędzy wojownikiem, a strażnikiem) o imieniu Bayek, który szuka zemsty na zabójcach swojego syna. W tle pojawia się wątek konfliktu ukrytych z zakonem starożytnych, którzy są protoplastami asasynów i templariuszy.

Origins stanowiło restart serii i spory powiew świeżości. Usprawniono przede wszystkim system walki, co zasługuje na uznanie, bo w tej grze walczymy sporo. W końcu to quasi RPG akcji, w którym ulepszamy ekwipunek naszej postaci, zdobywamy doświadczenie i poznajemy nowe zdolności. Ubisoft postawiło na bogaty i duży świat. Pisząc “duży” mam na myśli rzeczywiście OGROMNY. Na szczęście twórcy zdecydowali się i na ilość, i na jakość. W grze spędzimy dziesiątki, jeśli nie setki godzin, ponieważ poza wątkiem fabularnym tytuł oferuje nam bardzo dużą liczbę aktywności pobocznych. Możemy zwiedzić Aleksandrię lub Memfis. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ograbić którąś z piramid. Twórcy się postarali, bo świat jest cudowny, a przy projektowaniu go współpracowano z egiptologami i historykami. W Origins jest co robić, jednak po czasie wykonywanie pytajników na mapie może nużyć, bo większość z nich jest bardzo powtarzalna: idź, zabij wszystkich, zbierz skarby - i do kolejnego, takiego samego punktu. Z tego powodu grę ciężko wymaksować. Ciekawy i ładnie przygotowany, ale jednak zbyt duży i posiadający zbyt dużo nudnych aktywności pobocznych - tak można podsumować Assassin’s Creed: Origins. Do tego w miarę ciekawa fabuła (bez fajerwerków), która jednak momentami za mocno zwalnia. W zasadzie dwa powyższe zdania mógłbym przekopiować i zastosować do kolejnych dwóch odsłon serii.

Jeśli Egipt wydawał się Wam za duży to Ubisoft musiał się tylko uśmiechnąć pod nosem i powiedzieć: “pa na to”. W 2018 roku premierę miała druga odsłona tej swoistego rodzaju trylogii, którą łączy postać wchodzącej do animusa Layli Hassan. Jednak jak wspomniałem wcześniej wątek współczesny mający trochę na siłę wcisnąć do świata gry asasynów i templariuszy jest najsłabszym elementem wszystkich trzech odsłon - jak dla mnie mogłoby go w ogóle nie być. W każdym razie Odyssey poprawia niektóre elementy poprzedniczki i jeszcze bardziej powiększa dostępny nam świat (a co za tym idzie - jest jeszcze więcej nudnych pytajników). Tym razem trafiamy do antycznej Grecji (w zasadzie greckich państw-miast) w czasie wojny peloponeskiej (lata 431 - 422 p.n.e), czyli konfliktu Sparty z Atenami. Mapa jest olbrzymia i jest zdecydowanie największa z całej serii. Podróżujemy po ponad, uwaga, 250 kilometrach kwadratowych całego greckiego świata - włącznie z wieloma wysepkami (Egipt osiągał około 80 kilometrów kwadratowych). Wcielamy się w Kasandrę (lub Aleksiosa, zależy jaką płeć wybierzemy), którzy są wnukami samego Leonidasa - dość szybko otrzymamy pamiątkę po dziadku, ostrze jego włóczni, które wykorzystywane jest do cichej eliminacji (ciężko o znane z poprzednich odsłon wysuwane ostrze w czasach starożytnych). Jesteśmy najemnikami, którzy wspierają jedną lub drugą stronę wojny peloponeskiej, a w tle rozwiązujemy tajemnice swojej rodziny i swojego pochodzenia. Pojawia się też organizacja nazywana Kultem Kosmosa - chyba można się domyślić co chcieli tym wcisnąć na siłę twórcy. Mimo, że zbyt wielka, to Grecja jest cudowna. Po raz kolejny Ubisoft w tym aspekcie stanął na wysokości zadania. Świat jest bogaty i ciekawy. Wiele tu historycznych elementów, a miasta (np. Ateny) są bardzo ładnie zaprojektowane. Na swojej drodze spotkać możemy znane osobistości jak Sokrates czy Pitagoras. Gdyby tylko nie ten ogrom pytajników…

 

Assassin’s Creed: Odyssey

 

W końcu w 2020 roku premierę miała najnowsza do tej pory odsłona, która moim zdaniem jest najlepsza z całej trylogii. Twórcy po prostu posłuchali głosów swoich fanów i poprawili wiele elementów, które nie funkcjonowały w poprzedniczkach. W Valhalli przenosimy się na tereny średniowiecznej Anglii w IX wieku (oraz epizodyczne lokacje w Norwegii, Irlandii, Francji czy Ameryce Północnej). Wcielamy się w postać rasowego wikinga, który po zamieszaniu w swoim rodzinnym kraju musi wypłynąć szukając nowego domu. Eivor (ona lub on) wspólnie ze swoim przyjacielem z dzieciństwa i wierną załogą trafiają do Anglii, która jest już w trakcie pustoszenia przez nordyckie ludy. Tam musimy mierzyć się z wieloma problemami zarówno naszych rodaków walczących o władzę w poszczególnych hrabstwach, jak i tymi trapiącymi naszą rosnącą osadę.

W Assassin’s Creed: Valhalla mapa jest duża, ale jest prawie 3-krotnie mniejsza, niż kolos z Odyssey. Twórcy nie “nawalili” też tylu pobocznych znaków zapytania. Dzięki temu mogli się skupić na ich jakości. Wciąż są one dość powtarzalne, ale zdarzają się również ciekawe mini misje poboczne. Najnowsza część prezentuje się również najlepiej pod względem wizualnym, mimo że wszystkie 3 odsłony są stworzone na tym samym silniku graficznym i różnica między nimi jest niewielka, to Valhalla otrzymała edycję na najnowsze konsole, dzięki temu średniowieczna Anglia jest po prostu bardzo ładna.

Pomijając fabułę i świat przedstawiony to wszystkie trzy części tej trylogii są do siebie bardzo podobne. System walki jest niemal ten sam - w kolejnych odsłonach mamy nawet część identycznych umiejętności, które zostały wprowadzone w Origins. Mimo że naszymi przeciwnikami mogą być antyczni Grecy, egipcjanie lub średniowieczni anglosasi to dostrzec można dość często bardzo podobne animacje, które żywcem zostały wyjęte z poprzedniczek.

 

Assassin’s Creed: Valhalla

 

Wszystkie z powyższych części zostały przyjęte przez fanów i recenzentów dość przychylnie, ale nie zabrakło również głosów krytyki. Origins sprzedało się w liczbie ponad 10 milionów egzemplarzy. Niewiele więcej kopii znalazło swoich posiadaczy w przypadku Odyssey, ale to Valhalla “rozbiła bank”. Prawie 2 miliony egzemplarzy sprzedano w zaledwie 5 dni po premierze, a Ubisoft poinformował, że gra jest drugim najbardziej dochodowym tytułem w historii firmy. Zyski z Valhalli przekroczyły ponad miliard dolarów.

Jeszcze w 2023 roku premierę ma mieć kolejna odsłona Assassin’s Creed o podtytule Mirage. Tym razem przeniesiemy się do islamskiego Bagdadu i pokierujemy ruchami Basima (który pojawia się w Valhalli). Twórcy obiecują, że Mirage będzie powrotem serii do korzeni i będzie się koncentrować na ukrywaniu, parkourze i cichych eliminacjach.

 

PLUSY:

  • ciekawa, ale sztampowa fabuła,
  • wiernie i bogato przedstawiony świat,
  • wiele ciekawostek historycznych,
  • gra na długie godziny…

 

MINUSY:

  • …czasem nawet na zbyt długie godziny (Odyssey),
  • powtarzalne aktywności poboczne,
  • przeciętny system rozwoju postaci,
  • na siłę wciskany wątek asasynów i templariuszy.

 

Mimo, że Origins, Odyssey i Valhalla są trzema różnymi grami to aż tak bardzo się nie różnią. Żadna z nich nie jest grą wybitną, ale w żadnym razie nie można powiedzieć o którejkolwiek, że jest słaba. To po prostu solidne gry z większą lub mniejszą ilością grindu (powtarzalne czynności). Mnie do gustu najbardziej przypadła Valhalla, którą nie dość, że ukończyłem, to w jako jedynej wbiłem platynę (wszystkie osiągnięcia, gra ukończona na 100%). Jednak która z tych odsłon przypadnie do gustu Wam? To chyba zależy, który z tych okresów historycznych lubicie najbardziej.

 

Wcześniejsze gry w serii ni stare, ni nowe, kliknij i zobacz:

Darkest Dungeon, God of War, Cuphead, Starcraft II, Wiedźmin 3, GTA V, Overwatch, Heroes of the Storm, Doom, Horizon: Zero Dawn, Red Dead Redemption 2, Dying Light, Cyberpunk2077, Hearthstone, Animal Crossing, the Last of Us
 





ZOBACZ TAKŻE:


Właściciel

Sponsor strategiczny

Sponsorzy główni