Logotyp Wisła Płocka S.A.
Oficjalna strona internetowa
WISŁY PŁOCK S.A.


Furman: Czuję odpowiedzialność za drużynę

 

Przed pierwszym domowym spotkaniem w sezonie 2021/2022 zadaliśmy kilka pytań Dominikowi Furmanowi. Tematem rozmowy były oczekiwania związane z jego powrotem do Wisły Płock, jak z jego perspektywy wyglądały pierwsze dwa mecze, a także niespodziewana kariera byłego kolegi z Toulouse FC.

 

Niedawno pojawiły się w mieście billboardy z twoim wizerunkiem, poza tym jesteś też na biletach czy grafikach zapowiadających mecz. Szum wokół ciebie to rzecz, z którą się dobrze czujesz?

Dominik Furman: To, że gdzieś wiszą billboardy, nie odbieram jako „szum”. To miłe, ale dla mnie jest to sprawa poboczna, bo najważniejsze jest boisko. Jeśli chcieliście wykorzystać mnie jako osobę, która ma zachęcić do przyjścia na mecz, to ja nie mam z tym żadnego problemu. Czuję się z tym dobrze. Najważniejsze jest jednak to, co się wydarzy na boisku i jak to będzie wyglądało w poniedziałek.

 

Kiedyś wspomniałeś, że dobrze się czujesz w roli lidera. Kiedy tu jesteś, życie klubu trochę się toczy wokół ciebie. Odpowiada ci to? W Turcji tak nie było.

- Myślę, że tak. Gdybym miał decydować czy ma mnie być więcej, czy mniej, to wolałbym więcej — jeżeli chodzi o takie sprawy poza boiskowe. Na boisku to nie ma dla mnie znaczenia, że mam dodatkową presję, czy coś w tym stylu. Raczej w drugą stronę. Czuję taką odpowiedzialność za drużynę. Dwie porażki sprawiły, że ten mecz z Radomiakiem jest dla nas bardzo ważny, bo musimy w końcu zapunktować, strzelić bramkę. Jesteśmy chyba jedyną drużyną w ekstraklasie, która jej jeszcze nie zdobyła. Musimy przełamać kilka tych złych rzeczy, żeby wszystko wróciło na właściwe tory.

 

Czujesz się już gotowy na występ w pierwszym składzie?

- Czuję się dobrze. Po powrocie do Płocka daję z siebie na każdym treningu sto procent. Uważam, że ta forma już powoli wraca.

 

Jakim Wisła jest zespołem?

- Mamy drużynę, która w każdym meczu może przejmować inicjatywę, mieć duże posiadanie piłki — ale takie, żeby z tego coś wynikało. Na pewno nie będziemy Barceloną za tych najlepszych lat, ale wolimy mieć piłkę, niż jej nie mieć. Myślę, że do tego będziemy dążyć, bo nie jest też tak, że same nazwiska na papierze będą wygrywać mecze. Potrzebne jest też zgranie, chemia. Jeżeli chodzi o mnie i drużynę, uważam, że z każdym tygodniem, treningiem, jest pod tym względem lepiej. Teraz mamy ważny mecz z Radomiakiem. Nie możemy wyjść na to spotkanie z presją, że coś się nie uda i będziemy na ostatnim miejscu, tylko patrzeć na to w kategoriach dwóch wypadków przy pracy.

 

Rozumiem, że jeszcze nie wszystko gra. Jak ty to diagnozujesz? Czego brakuje?

- W meczu z Legią skuteczności — nie ma co ukrywać. Nawet trener Bartoszek po meczu mówił, że ta bramka nie była jakąś groźną sytuacją. Zawodnikowi Legii po prostu wyszedł strzał życia. W drugiej połowie miał lepszą sytuację, której już nie wykorzystał i tak naprawdę Legia więcej nam nie zagroziła. My mieliśmy kilka sytuacji, jak wybita piłka z bramki, czy poprzeczka. Miał też coś chyba Koci, a pamiętam, że Szwochu też coś strzelał. To były takie sytuacje, po których powinna paść dla nas przynajmniej jedna bramka. Na pewno remis w Warszawie byłby odbierany jako dobry wynik. Zabrakło moim zdaniem wyłącznie szczęścia, choć w tym przypadku to „aż”. W meczu z Lechią myślę, że oni mieli klarowniejsze sytuacje, ale nie było też tak, że oddaliśmy trzy punkty bez walki. Myślę, że trener wie o tym, co nie gra. Od tego są kolejne mecze, by było w nich lepiej. Zobaczymy, co trener zadecyduje. Kto zagra, jak zagramy…

 

Poruszmy temat wykonawców stałych fragmentów gry.

- Grałem tylko dwa razy, wchodziłem z ławki. Uderzałem kilka rzutów wolnych, rożnych. Mateusz Szwoch grał wtedy od początku. Z Lechią mieliśmy dużo stałych fragmentów. Chyba więcej niż z Legią, z tego co sięgam pamięcią. Jeżeli będzie sytuacja, że obaj zaczniemy od początku, to trenerzy będą decydować o tym kto będzie wykonawcą — z jakiej pozycji, z jakiego miejsca, z jakiego narożnika. Myślę, że się dogadamy.

 

Duże znaczenie będzie też miała pewnie dyspozycja dnia.

- Na pewno. Mateusz, ja, czy Rafał Wolski, który też potrafi dorzucić piłkę, lub bezpośrednio uderzyć z wolnego... Nie doszukiwałbym się tutaj problemów, że będą między nami jakieś niesnaski. Czasem po prostu ktoś, kto będzie się w danej sytuacji lepiej czuł, bierze piłkę i kopie.

 

Na co twoim zdaniem stać teraz Wisłę Płock? Abstrahując już od tych dwóch pierwszych meczów.

- Na tę chwilę za wcześnie na takie wyroki. Za nami dwie kolejki, a powiem szczerze, że obejrzałem mało meczów innych drużyn. Chłopaki w szatni mówią, że jest dużo niespodzianek. Nie ma co ukrywać, taka jest nasza ekstraklasa. Radomiak pierwsze mecze miał z Lechem Poznań i Legią Warszawa, a ma cztery punkty. Oni cztery, a my zero. Można by powiedzieć, że są teraz faworytem, ale myślę, że nie do końca tak będzie. Tak jak mówię, sądzę, że gdzieś około siódmej lub ósmej kolejki będzie można mówić o realnych celach. Teraz w ekstraklasie jest trochę więcej zespołów, są 34 mecze bez żadnych podziałów, dzielenia i uważam to za bardziej sprawiedliwe. Jestem dobrej wiary i myśli, że Wisła w końcu będzie grała o coś więcej, niż utrzymanie. Będziemy do tego dążyć i chcieć coraz więcej, więcej.

 

Chciałbym cię zapytać o twojego kolegę z Toulouse FC, czyli Martina Braithwaite’a. Kiedy ty dołączyłeś do tego klubu Martin miał już tam wyrobioną pozycję, ale czy mimo wszystko spodziewałeś się, że będzie odgrywał taką istotną rolę w reprezentacji Danii i zostanie piłkarzem FC Barcelona?

- Nie, na pewno nie myślałem, że jego kariera tak się potoczy. Oczywiście, to fajna sprawa. Byłem trochę zaskoczony, ale to zawsze był ambitny chłopak, przykładający się do pracy nie tylko w klubie, ale też poza nim. Dziś zbiera tego owoce, bo zrobił na Mistrzostwach Europy super wynik z reprezentacją. W Barcelonie wszyscy do niego podchodzą krytycznie, ale nie uważam, że on tam komukolwiek zawadza. Gra na swoim poziomie. Kilka bramek strzelił. Nie jest tak, że przyszedł i „jest”, ale strzela, asystuje. Fajnie widzieć znajome twarze na takich stadionach, w takich klubach. Cóż, życzę mu powodzenia i zdrowia, bo wiemy, czym się skończyło dla Danii Euro. To jest to, co właśnie mogę mu życzyć.

 

On jest starszy od ciebie zaledwie o rok. Czy jego historia jest też dla ciebie pewną lekcją, że wciąż jest w piłce wiele do zrobienia?

- Tak, oczywiście. 29 lat to nie emerytura. W dzisiejszym świecie nie można patrzyć wyłącznie na wiek. To tylko liczba. To jak się prowadzisz poza treningiem i szatnią, dużo daje. Pod tym względem porobiłem spore postępy. Nie jest tak, że z każdym rokiem będę bliżej końca kariery. Myślę, że trzeba czerpać, co najlepsze — z każdego dnia, miesiąca, sezonu. Sądzę, że w Płocku jeszcze dużo radosnych chwil przede mną.

 

Łukasz Trałka też jest chyba przykładem, że można grać w ekstraklasie bardzo długo.

- To tylko jeden przykład, jest ich więcej. Choćby Kuba Rzeźniczak, wcześniej u nas Bartek Sielewski, a w Wiśle Kraków też była stara gwardia z Arkiem Głowackim i Pawłem Brożkiem. Jest więc dużo takich przypadków. Tak jak mówię, odpowiednie prowadzenie się poza klubem to jest to, co da tak zwaną długowieczność — dodatkowy rok, dwa, trzy na najwyższym poziomie w Polsce.

 

Czego ci życzyć? Wyjściowego składu?

- Myślę, że tak, ale też przede wszystkim zdrowia. Jak ono będzie, to ten skład sobie wywalczę.

 

 

 

Rozmawiał Rafał Wyrzykowski / FOT. GRZEGORZ RADTKE / 400mm.pl





ZOBACZ TAKŻE:


Właściciel

Sponsor strategiczny

Sponsorzy główni