King’s Bounty nie jest wcale podróbką kultowych “hirołsów” - Retro Recenzja #40
Przez ostatnie tygodnie wszystko co związane jest z Rosją kojarzy się nam negatywnie. Oczywiście nie ma co się dziwić, ale czy w związku z obecną sytuacją na Ukrainie mamy przestać doceniać historyczne dokonania narodu rosyjskiego? Czy proza Fiodora Dostojewskiego lub Lwa Tołstoja stała się nagle czymś fatalnym? Nic bardziej mylnego. Dlatego dzisiaj postanowiłem przypomnieć jedną z najpopularniejszych gier rosyjskich. Tytuł, który w czasie premiery był mylnie określany jako “podróbka hirołsów”, ale mało kto pamięta, że na ponad 5 lat przed pierwszymi Heroes of Might and Magic powstało King’s Bounty.
Strategiczna turowa gra King’s Bounty powstała w kwietniu 1990 roku, a więc 5 lat przed pierwszymi herosami (te swoją premierę miały we wrześniu 1995 roku). Za produkcję odpowiada Jon van Caneghem, który po sukcesie swojej gry brał udział przy tworzeniu… hirołsów. Dlatego wiele rozwiązań ze starego King’s Bounty można było potem odnaleźć w serii studia New World Computing. W tytuł z 1990 roku nigdy nie grałem, a obecnie jest to bardzo utrudnione, a ze względów technicznych niemal niemożliwe. Kolejne odsłony Heroes of Might and Magic świętowały swoje triumfy, a o King’s Bounty wszyscy zapomnieli.
Wszystko zmieniło się 25 kwietnia 2008 roku. Wtedy swoją premierę miało King’s Bounty: Legenda. Za jej produkcję odpowiada debiutujące wtedy rosyjskie studio Katauri Interactive, które do tego czasu nie wydało dosłownie niczego. Gra stanowi dość luźny reboot tytułu z 1990 roku, ale różni ją bardzo dużo elementów. Podobnie różna jest ta produkcja od hirołsów, których najwięksi fani w tamtym okresie próbowali bronić określając (niesłusznie) King’s Bounty jako “podróbkę” ich ukochanego tytułu.
Akcja King’s Bounty: Legendy rozgrywa się w baśniowym świecie podzielonym na krainy, które zamieszkiwane są przez określone frakcje. Nie zabrakło więc kopalni krasnoludzkich, wysp pirackich, elfickich lasów czy orkowych terytoriów. Na początku rozgrywki gracz musi zdecydować się na wybór jednego z trzech dostępnych bohaterów. Wojownik rozpoczyna z wysokim współczynnikiem dowodzenia (odpowiadającym za liczebność naszych oddziałów), w czasie gry może zgromadzić największą armię, ale zupełnie nie radzi sobie z magią. Jego przeciwieństwem jest mag, którego zaklęcia stanowią olbrzymie wsparcie jego niewielkich wojsk. Paladyn jest kimś pomiędzy - potrafi zgromadzić dość liczną armię oraz posługiwać się podstawowymi czarami. Wydaje mi się, że zdecydowanie najciekawszą rozgrywkę oferował mag - ze względu na niewielkie oddziały na początku gry było ciężko, ale wraz z uzyskaniem potężnych zaklęć gra stawała się dużo łatwiejsza.
Graficznie gra broni się nawet dzisiaj, a olbrzymim plusem jest bardzo klimatyczna ścieżka dźwiękowa (King’s Bounty: Legenda).
Po wyborze bohatera i przejściu krótkiego samouczka rozpoczyna się gra. Pierwszą sporą różnicą w porównaniu do Heroes of Might and Magic jest otwarty świat i brak turowości. Podróżując po krainach nie musimy się martwić, że zabraknie nam punktów ruchu. Wiąże się to ze sporymi zmianami w rozgrywce. Strzegący skarbów lub obszarów przeciwnicy potrafią się poruszać - i to w znacznie rozbudowanej formie, niż to co kojarzyć możemy z Heroes IV. W grze nie unikniemy walki. Same starcia przebiegają już w formacie turowym na planszy podzielonej na heksy. Jednak potyczki również się różnią od tego co znamy z hirołsów. Większość jednostek ma swoje umiejętności - przykładowo łucznik może raz na walkę użyć lodowej strzały, która obniży prędkość wroga, a węże potrafią zaatakować przeciwnika z pominięciem jednego pola (a tym samym kontrataku). W potyczkach używać możemy również magii, a twórcy popisali się wyobraźnią i oferują graczowi naprawdę sporo wymyślnych zaklęć. Od pewnego momentu rozgrywki bardzo istotnym elementem walki będzie szkatułka szału. W tym tajemniczym artefakcie ukrytych jest czterech pradawnych duchów. Od tego momentu w czasie pojedynków gromadzić będziemy szał - za trafianie i zabijanie wrogów oraz za otrzymywanie ciosów. Po zebraniu odpowiedniej ilości możemy skorzystać z usług jednego z duchów. W praktyce wygląda to tak, że w czasie walki po prostu możemy raz na jakiś czas użyć dodatkowego, bardzo potężnego czaru.
Mimo, że King’s Bounty określane jest jako strategia z elementami turowymi to nie zabrakło też elementów RPG. Nasz bohater za wygrane walki oraz wypełnione zadania (również te poboczne) dostaje doświadczenie. Po awansie na kolejne poziomy zwiększa się jego dowodzenie (a więc może mieć więcej jednostek) oraz otrzymuje runy. Dzięki nim może zdobywać nowe zdolności na jednym z trzech drzewek umiejętności. Co więcej, nasza postać ma też ekwipunek, a poza tarczami, mieczami czy hełmami można tam umieścić… żonę. Wybranka serca dostarcza określone bonusy i sama potrafi dzierżyć określone przedmioty.
Ciekawym zagraniem twórców było podzielenie świata na krainy. Nie wpływa to wyłącznie na wygląd nowych, różniących się od siebie lokacji, ale na dostępność oddziałów. W początkowych, “ludzkich” obszarach możemy rekrutować łuczników, rycerzy, magów, itp. Jednak po przeniesieniu się na wyspy piratów próżno nam szukać kupca, który takimi wojskami handluje. Zmuszeni jesteśmy wtedy zmienić naszą armię na taką, którą oferują nam na danej lokacji - w przypadku wysp pirackich na piratów właśnie. Ten interesujący zabieg powoduje, że gra się nie nudzi, a nawet najbardziej przemyślana armia będzie musiała się w pewnym momencie zmienić. Z drugiej strony wielka szkoda, że zabrakło możliwości pokierowania armiami nieumarłych - ich jednostki oczywiście istnieją, ale są wyłącznie naszymi wrogami.
System turowy pozostał jedynie w walkach - tutaj z jednym z bossów, Krakenem (King’s Bounty: Legenda).
Olbrzymim atutem King’s Bounty: Legenda jest oprawa audiowizualna. Na tamte czasy trójwymiarowa grafika była po prostu bardzo ładna. Lokacje są szczegółowe i bardzo klimatyczne. Czuć klimat fantasy. Na duży plus zasługuje też muzyka, która jest po prostu baśniowa, więc idealnie wpisuje się w tę grę.
Ze względu na ograniczenie turowości wyłącznie do walk w grze zabrakło trybu multiplayer, co jest największym minusem King’s Bounty. W kolejnych odsłonach twórcy próbowali dodać pseudo tryb wieloosobowy, ale ograniczał się on wyłącznie do starć wrogich armii. Nie wspomniałem wcześniej o samej fabule - nie bez przyczyny. W grze oczywiście jest główny wątek fabularny oraz spora liczba misji pobocznych, ale zdecydowanie nie stanowią one o sile tytułu. Przeszedłem King’s Bounty: Legendę kilka razy w całości, a ciężko mi sobie przypomnieć o co w zasadzie w niej chodziło. Co nie znaczy, że nie bawiłem się świetnie.
Garść ciekawostek:
- początkowo gra miała nosić tytuł: Battle Lord.
- Brytyjski serwis Rock, Paper, Shotgun wyróżnił King’s Bounty: Legendę jako najlepszą grę 2008 roku.
- Gra została przyjęta bardzo pozytywnie. Na popularnym Metacriticu osiągnęła 79 punktów na 100. Największą popularność tytuł zdobył w Rosji oraz Polsce, czyli w krajach, w których szalenie popularną jest seria Heroes of Might and Magic.
- Sukces finansowy przyczynił się do powstania kolejnych odsłon. Już po roku wypuszczono King’s Bounty: Wojownicza Księżniczka, która poprawiała mankamenty poprzedniczki. W 2012 roku powstała King’s Bounty: Wojownicy Północy, a w 2014 King’s Bounty: Mroczna Siła.
- O ile Wojownicza Księżniczka wciąż była bardzo przyjemną i świeżą grą, tak bawiąc się przy kolejnych odsłonach gracz mógł czuć znużenie. Bardzo widoczne było odcinanie kuponów przez twórców, ponieważ gry równie dobrze mogłyby być dodatkami, a nie samodzielnymi grami. Nie różniły się nawet oprawą graficzną, a to co cieszyło oko w 2008 roku, po 6 latach nie wyglądało już tak rewelacyjnie (szczególnie za taką cenę). W związku z tym studio Katauri Interactive popadło w spore problemy finansowe i w 2013 roku (jeszcze przed premierą ich ostatniej gry) ogłosiło upadłość.
- W sierpniu 2021 roku pojawiło się King’s Bounty 2. Tworzeniem zajęło się studio 1C Entertainment (przy wcześniejszych odsłonach byli odpowiedzialni za kwestie wydawnicze), a sama gra przeszła znaczną metamorfozę. Z quasiturowej strategii King’s Bounty stał się niemal typowym RPG z widokiem zza pleców bohatera. Tytuł został przyjęty bardzo chłodno.
Rosyjskie studio Katauri Interactive wpisało się idealnie w czasie. W roku 2008 gracze byli podzieleni na dwa obozy. Tych, którym Heroes of Might and Magic V (z 2006 roku) pasowało oraz tych, którzy tęsknili za kultową “trójką”. Ta druga grupa była zdecydowanie liczniejsza, więc też ze sporym entuzjazmem przyjęta została King’s Bounty: Legenda - gra z jednej strony tak podobna do ukochanych hirołsów, a z drugiej strony tak inna i świeża. Wielka szkoda, że producenci nie wykorzystali odpowiednio licencji tej serii i w kolejnych odsłonach po prostu “żerowali” na pieniądzach swoich fanów. Ja jednak z całego serca mogę Wam polecić zarówno Legendę, jak i Wojowniczą Księżniczkę - jeśli lubicie Heroes to nie będziecie zawiedzeni.
Wcześniejsze gry w serii Retro Recenzji, kliknij i zobacz:
StarCraft, Half-Life, Max Payne, Heroes 3, GTA2, Syberia, Medal of Honor, Commandos, Diablo II, Twierdza, Worms: Armageddon, S.T.A.L.K.E.R, Postal 2, GTA: Vice City, Age of Empires 2, NFS: Most Wanted, Gothic, Kangurek Kao, Call of Duty, Warcraft III, Another World, Wiedźmin, Mafia, Książę i Tchórz, Sacred, THPS2, Harry Potter 1&2, Fable, Wolfenstein, Emergency, Tomb Raider, This War of Mine, Metro 2033, Broken Sword, The Sims, God of War, Robin Hood, Mortal Kombat, Painkiller