Klaudia Stradomska: "Dawaj dziewczyno!"
Już w niedzielę Nafciarki rozegrają pierwsze domowe spotkanie w rundzie wiosennej. Przed meczem z Fortami Piątnica o jej drodze, walce z kontuzją i godzeniu pracy zawodowej z graniem w piłkę, porozmawialiśmy z kapitanką drużyny kobiet Klaudią Stradomską.
Opowiedz mi w dużym skrócie o swojej drodze od małej Klaudusi – tej dziewczynki, która zakochała się w piłce i zaczęła w nią grać – aż do teraz.
Klaudia Stradomska: Może trochę inaczej niż większość piłkarek z mojego pokolenia nie kopałam dużo z kolegami. Ta historia zaczęła się od takiej małej dziewczynki, która grała sobie pod domem w piłkę z młodszym bratem. Później, jak już zaczęłam chodzić do podstawówki i gimnazjum, grałam trochę w szkolnych drużynach, ale to na zasadach jakichś SKS-ów i kopania się na boisku pod szkołą w rodzinnej Górze, bo tylko tyle wtedy było. Kiedy trafiłam do liceum w Płocku, znajomi mnie pokierowali, że jest taka drużyna, która się właśnie otwiera i że to jest właśnie ten moment, że może mogłabym zacząć grać. No i faktycznie – w wieku 16 lat zaczęłam trenować w klubie Królewscy Płock. Fajnie, że ta drużyna powstała w tamtym momencie, bo gdyby stało się to później, pewnie już bym tego nie zrobiła. Tak wyglądał mój początek.
A dlaczego zdecydowałaś się zostać w Płocku? Większość twoich kolegów z liceum pewnie wyjechała.
To było kilka czynników, które się na to złożyły. Jestem osobą, która bardzo mocno zapuszcza korzenie, jestem mega rodzinna i bardzo mocno przywiązuję się do miejsc – to był chyba główny czynnik. Bardzo też się angażuję w to, co robię, a że zaangażowałam się w grę w piłkę bardzo mocno od samego początku, więc to też było kolejnym z powodów, dla których zostałam. Miałam plany, żeby iść na studia gdzieś dalej, ale nie – to chyba moja osobowość i przywiązanie się do pewnych rzeczy, a w tym była też piłka.
Warto było zostawać dla amatorskiego grania w III lidze?
Warto było! Bo ja tutaj ciągle poznaję fajnych ludzi, bardzo dużo się tu nauczyłam. Mimo że mam już teraz tyle lat, ile mam [w sierpniu 27 – przyp. red], czuję że te wszystkie osoby, które mamy w drużynie dają mi takiego „powera” i odmładzają mnie totalnie…
Chociaż nie jesteś tak naprawdę stara! [Klaudia jest trzecią najstarszą zawodniczką w drużynie – przyp. red.]
Nie jestem stara, ale też nie jestem już nastolatką, a czasami będąc w tej grupie ludzi, którzy tu są, czuję się po prostu nadal „młodziusieńka”… Wiesz – że takie liceum nadal we mnie siedzi, bo dziewczyny wytwarzają taką atmosferę i wprowadzają taką świeżość. To jest fajne! A zostać było warto. Rozwinęłam się bardzo, piłka zbudowała we mnie mega dużo pewności siebie. Nauczyłam się przez piłkę zaangażowania, ambicji, dążenia do celu i pomaga mi to teraz w życiu zawodowym. W swoim miejscu pracy staram się być taka jak na boisku. Nawet moi przełożeni mówią mi, że widać we mnie sportowca – nie jestem „chamem”, ale dążę do celu, stawiam sobie kolejne i wykonuję kolejne kroki, żeby je wykonać.
To może powiedz, czym w ogóle się zajmujesz i czy łatwo to pogodzić z treningami?
Pracuję w największym sklepie sportowym w Płocku – za chwilę będzie już 6 lat, od kiedy tam jestem. Zaczęłam tam pracować na studiach, poszłam niby na chwilę, żeby sobie dorobić, a zostałam do tej pory i robię coraz więcej fajnych rzeczy – nie chcę tu za mocno wchodzić w szczegóły. Tak jak powiedziałam wcześniej – stawiam sobie kolejne cele i kroki, a moja firma pozwala się naprawdę rozwijać. Będę to mówiła każdemu, kto myśli, że to tylko zwykły sklep, gdzie się tylko stoi na kasie i sprzedaje produkty z półki. Tak nie jest – to naprawdę fajna firma, która daje możliwości i ja te możliwości łapię. Jak tylko widzę ścieżkę dla siebie, to po prostu dążę do niej, a to, że kończyłam studia ekonomiczne i jestem magistrem ekonomii, co też godziłam z piłką, jest kolejnym krokiem, żeby się rozwijać. A czy łatwo mi pogodzić pracę z piłką? Tak! Z racji tego, że jest to sklep sportowy i chce zatrudniać sportowców, mam grafik dostosowany do swoich potrzeb. Nie mam problemów, żeby dogadać się z przełożonymi, czy będę mogła jechać na jakiś mecz, czy nie, bo jest sobota, czy niedziela handlowa. W moim przypadku jest to mega łatwe.
Chciałabym zahaczyć temat kontuzji. Długo nie było cię w grze, cały poprzedni sezon pauzowałaś i tak naprawdę w Wiśle masz rozegranych dopiero 12 meczów. Wcześniej jeszcze w Królewskich pół roku byłaś poza grą, ale cały ten czas byłaś przy drużynie. Czy ciężko było wrócić? Miałaś takie momenty, że myślałaś, żeby to wszystko już rzucić, bo nie jesteś w stanie już wrócić?
Proces, w jakim byłam, czyli od zerwania więzadeł, poprzez rehabilitację, do samego powrotu na boisko i pierwszego oficjalnego meczu, miał kilka takich etapów. Zaczęło się od tego, że byłam bardzo „najarana” na to, że ja muszę mieć operację, bo ja wracam, będę grać. Potem pojawiały się pierwsze zwątpienia, że po co mi to, że nie wrócę. Potem moment operacji i początek rehabilitacji znowu była jazda, że ja muszę i to jest ten moment. Później ta rehabilitacja gdzieś tam nie poszła tak jak zakładałam, że pójdzie i znowu pojawił się kryzys. Więc cały ten proces miał etapy, gdzie wahania się pojawiały, ale te momenty, gdzie myślałam, że nie będę już grała, były na szczęście bardzo krótkie. Czułam wsparcie od drużyny, że czekają na mnie, chcą żebym wróciła i to mi dawało siłę. Cały czas uczestniczyłam w życiu drużyny, byłam na meczach, jeździłam na wyjazdy, a kiedy tylko nie kolidowało mi to z rehabilitacją, byłam na treningach. Nie traciłam kontaktu z drużyną, cały czas tutaj byłam. Na pierwszym meczu po powrocie do gry czułam presję tego, że nie było mnie tyle czasu, a teraz muszę zagrać. I pojawiło się znowu coś takiego, że „cholera, to nie ten moment”, jeszcze wszystko jest za świeże, ja się nie czuję pewna, więc nie robię wielu rzeczy, a jak nie robię tych wielu rzeczy, to nie idzie mi gra. No i ten moment takiego otwarcia do gry pojawił się dopiero w końcówce rundy jesiennej. Teraz już cały ten okres przygotowawczy miałam spokojną głowę i z taką świeżością wchodziłam w treningi, bo nie miałam już strachu i jakiejś presji „że ja już muszę wrócić”.
Myślę, że jeżeli ktoś przeczytał wcześniejszą część naszej rozmowy, to nakreślił już sobie, jaki masz charakter, zresztą jesteś też kapitanem drużyny. Teraz chciałabym podjąć temat pozycji na boisku – trochę ich było, grałaś bardziej z przodu, strzelałaś ważne bramki, ale w końcu wylądowałaś na obronie, czego na początku nie chciałaś. Jak myślisz, czemu trener się tak bardzo przy tym upierał?
Dlatego, że jestem zawzięta. Może też trochę dlatego, że jestem osobą odpowiedzialną, a to jest taka pozycja, gdzie trzeba brać pod uwagę, że jesteś ostatnim obrońcą, za tobą jest tylko bramkarz. Trzeba mieć w sobie trochę odpowiedzialności, ale i zawziętości – i ja staram się zawsze walczyć do końca. Nie zawsze to wychodzi tak jakbym chciała, ale nie ma u mnie czegoś takiego, że sobie oleję, odpuszczę, zostawię. To samo jest na meczu i myślę, że to było taką przesłanką – trener potrzebował tam osoby odpowiedzialnej i zawziętej.
Ale na początku jednak chciałaś grać wyżej. Ile ci zajęło przekonanie się do tego pomysłu trenera?
Pierwsze kilka meczów (śmiech). Znaczy no tak – na treningach na początku była frustracja. „Dlaczego?! Dlaczego on mnie cofa niżej? Przecież ja mogę dać dużo więcej wyżej”. Pewnie też był strach o to, że jednak będę zazwyczaj ostatnim z obrońców, że jednak może być ciężko. Ale wyzwania się podejmuje, więc je podjęłam. Zagrałam mecz, dwa, a potem już poszło i teraz nie chciałabym grać już nigdzie indziej.
Gdybyś miała coś powiedzieć takiej małej dziewczynce, która chciałaby grać w piłkę, ale boi się, co inni powiedzą, że chłopcy będą się śmiać i mówić, że dziewczyny nie mogą grać w piłkę – co byś powiedziała?
Po prostu zacznij, uwierz w siebie i nie bój się realizować swoich marzeń, dąż do tego, co zakładasz sobie w głowie i tyle. Dawaj dziewczyno! – to jest w ogóle fajne, bo to hasło wyłapałam gdzieś na instagramie i zawsze piszę sobie to na meczu na ręce. Jak już przychodzi jakiś moment kryzysu, to patrzę na to, mówię sobie „dawaj Klaudia” i mogę grać dalej. Więc dawaj dziewczyno i realizuj siebie!