Maja Zielińska: Czułam ogromną wdzięczność
O zainteresowaniach związanych z kierunkiem studiów, pogodzeniem ich z grą w piłkę, wdzięczności do drużyny, pozycji na boisku, okresie przygotowawczym i zbliżającym się pierwszym meczu rundy wiosennej porozmawialiśmy z Mają Zielińską.
Jesteśmy na finiszu okresu przygotowawczego, przed nami pierwszy mecz. Jak się na niego zapatrujesz i jakbyś podsumowała ten okres przygotowawczy?
Maja Zielińska: - Myślę, że był on dla mnie wyjątkowy, bo paradoksalnie nie było w nim nic wyjątkowego w porównaniu do poprzednich lat. Mam wrażenie, że po prostu byliśmy dalej w normalnym treningu. Różniło się pewnie to tym, że nie robiliśmy jakichś rzeczy stricte pod mecze, jak to się dzieje zazwyczaj w ciągu ligi. Mam wrażenie, że nie robiliśmy takiego niczego rewolucyjnego, tylko normalnie, tak kroczek po kroczku, jak to u nas jest w zwyczaju i myślę, że te efekty były dopiero widoczne po każdym kolejnym meczu. Uważam, że po tym ostatnim sparingu już totalnie zauważyłyśmy efekty tej pracy, która jest moim zdaniem podwójnie trudna. Okres przygotowawczy w zimę jest dla mnie bardzo ciężki ze względu na pogodę, na to jak wszyscy się czują i obowiązki, które każdy ma, więc dużo trudniej się po prostu zabrać na trening o godzinie 20:00, ale wydaje mi się, że właśnie ten ostatni sparing pokazał nam najlepsze, co możemy zaprezentować w lidze. Myślę, że ten mecz z Grodziskiem powinien się charakteryzować właśnie tym, co było widoczne w tym sparingu: dobrymi podaniami, szybkimi akcjami, tym, że możemy wytrzymać wysokie tempo. I może jeszcze bym dodała, że taką odwagą, pewnością siebie, bo ten Lubartów, czy poprzednie sparingi były w naszym wykonaniu trochę takie mało pewne siebie, a ten już był taki, że pokazywał, że możemy bić się o jak największe zdobycze punktowe w tej rundzie.
Zahaczyłaś Grodzisk. To jest zespół, z którym grałyśmy 3 razy i ani razu nie wygrałyśmy [2 remisy i porażka – przyp. red], a równocześnie drużyna, która kolejny sezon z rzędu okupuje doły tabeli. Dlaczego w tamtych meczach nam nie wychodziło?
- Myślę, że zabrakło nam skuteczności, bo w każdym z tych meczów, o ile pamiętam, było widać naszą przewagę. Ja wtedy grałam na obronie, a wydaje mi się, że to jest taki fajny przeciwnik, gdzie można się odwrócić, znaleźć trochę miejsca pomiędzy liniami, też oddać strzał z dystansu. Więc jeżeli teraz będę grać na dziesiątce, to wydaje mi się, że to będzie fajny mecz dla mnie, żeby spróbować uderzyć z dystansu, żeby znaleźć trochę miejsca, bo mam nadzieję, że będzie go dużo. Oczywiście wróżką nie jestem, ale myślę, że ten mecz jak najbardziej będzie należał do nas.
Tak jak powiedziałaś, teraz grasz na dziesiątce, ale sezon zaczynałaś na boku obrony. Gdzie ty się czujesz najlepiej, bo w sumie już kilka tych pozycji „zwiedziłaś”?
- Tak, i zastanawiam się cały czas nad tym, bo czasami jeszcze wracam na chwilę na bok obrony, czy to w treningu, czy w sparingu. Mam duży sentyment do boku obrony, bo wydaje mi się, że tam zrobiłam największy progres, jeżeli chodzi w ogóle o takie umiejętności piłkarskie, rozumienie gry. Wydaje mi się, że to właśnie tam się najbardziej rozwinęłam i w tym okresie przygotowawczym brakowało mi pewności siebie na dziesiątce. Miałam wrażenie, że dużo rzeczy mi nie wychodzi, że nie czuję tego miejsca i miałam sentyment właśnie do tego boku obrony, bo tam szło mi po prostu najlepiej. Ale przypominając sobie te ostatnie mecze na dziesiątce z tamtej rundy myślę, że to też jest dobre miejsce dla mnie i na pewno sobie tam poradzę.
Nie może zabraknąć takiego tradycyjnego pytania: jak w ogóle się zaczęła twoja przygoda z piłką?
- No to tak jak bywa zazwyczaj: od grania z chłopakami. Ale szczerze powiedziawszy nie pamiętam tego momentu, kiedy to było pierwszy raz, czy w ogóle takiego początku. Pamiętam, że to jest od zawsze. W szkole podstawowej na wf-ie nie było podziału, bo mieliśmy go razem z chłopakami, ale wszystkie dziewczyny spędzały ten czas ze sobą, a chłopacy grali na boisku w piłkę. Ja grałam z nimi w podstawówce, w gimnazjum już trochę mniej, bo tam raczej była siatkówka, ale cały czas kopałam piłkę z chłopakami w szkole i potem na podwórku, po szkole.
A jak pogodzić studia, i to jeszcze w innym mieście, z graniem w piłkę?
- Trzeba mieć trochę takiej woli, zaangażowania, chęci, ale myślę, że to też jest wyrozumiałość trenera i koleżanek, bo były momenty, że na treningu byłam raz w tygodniu. Dziewczyny trenowały cztery razy i myślę, że wiele z nich mogło czuć się po prostu niesprawiedliwie, że ja gram, a jestem tylko raz, więc wydaje mi się, że to jest duża zasługa moich koleżanek i trenera. Jakoś udało mi się też fizycznie opanować to na tyle, że dawałam radę grać 90 minut. Ale to też działa w drugą stronę, bo to nie był najmilszy moment, że jestem tylko raz w tygodniu na treningu. Dziewczyny mi tego nie okazywały, absolutnie, ale miałam wrażenie, że one są ze sobą cały czas, a mnie coś omija. Nie do końca czułam się z tym w porządku, bo to nie jest tak, że przychodziłam i mówię "fajnie, wy tam trenujecie cztery razy, a jestem raz". No nie, było mi... nie to, że przykro, ale czułam ogromną wdzięczność właśnie do dziewczyn, że one się na to zgadzają. Może się nie zgadzały, ale mi tego nigdy nie powiedziały, więc za to też dzięki (śmiech). Też myślę, że studia są takim czasem, gdzie szuka się nowych znajomości, a ja w każdej możliwej chwili, w każdej możliwej przerwie i na weekendy wracałam, bo uwielbiam grać w piłkę i dzięki temu nadal tu jestem. Myślę, że to wyrzeczenie było i z jednej, i z drugiej strony, i gdyby nie wspaniali ludzie, którzy są za mną, to pewnie albo bym nie studiowała, albo bym nie grała.
Może powiesz czytelnikom, co studiowałaś i jak to wpłynęło na twoje życie?
- Studiowałam i nadal studiuję socjologię. Już zrobiłam pierwszy stopień i staram się łączyć te światy, bo socjologię sportu można wykorzystać w kontekście piłki nożnej, zwłaszcza wśród kobiet, bo nadal to jest dyscyplina pomijana, jesteśmy wciąż dyskryminowane. Udało mi się właśnie przeprowadzić takie, wydaje mi się, całkiem fajne, badanie na zawodniczkach z naszego poziomu rozgrywkowego. To była druga i trzecia liga – udało mi się zebrać taką wiedzę na temat zwyczajnych przejawów… no, może „dyskryminacji” to jest duże słowo. Wiem, że niektórzy też się z tym nie zgadzają i interpretują to inaczej. W każdym razie wydaje mi się, że takie zaniedbania odgórne, czy też stereotypy wobec kobiet powodują, że ta piłka dosyć powoli się rozwija. I właśnie ja próbowałam w tej swojej pracy, czy teraz w kolejnej, po prostu zajrzeć do tego świata piłki nożnej kobiet ze strony socjologii, więc myślę, że da się to połączyć.
A myślałaś, żeby to potem jeszcze kontynuować w swojej pracy zawodowej?
- Tak, myślałam, ale chciałabym zostać mimo wszystko w okolicach Płocka. Nie wiem, czy to jest do pogodzenia. Z socjologią jest problem, jeżeli chodzi o miejsce pracy. Można pracować wszędzie, a tak naprawdę nigdzie i myślę, że to jest dosyć ryzykowne podjęcie tego tematu zawodowo. To już by była raczej praca naukowa. Tutaj nie mam przestrzeni, żeby się w tym rozwijać, musiałabym pewnie zmienić miejsce zamieszkania i nie wiem, czy mam w sobie na tyle odwagi, żeby zająć się tym tak w pełni. Myślę, że to jest fajny temat i może po prostu moje prace kogoś z kręgu socjologii sportu zainspirują, ale nie wiem, co będzie później. To jest jakiś pomysł, ale na razie nie myślę w tym kierunku.
Wróćmy do samego sportu. Jakie masz przewidywania na tę rundę?
- Jeżeli nasze zaangażowanie będzie takie jak w ostatnim sparingu, to myślę, że bardzo dobrze możemy sobie poradzić. Liczę na to, bo to jest taki poziom, że może się jeszcze wszystko zdarzyć. Nie mamy dużej straty do tych wyższych miejsc, też zespoły z wyższych lig się rozpadają, dzieją się dziwne rzeczy, więc myślę, że naszym zadaniem jest po prostu jak najbardziej cieszyć się z tego, co robimy, bo jeżeli będziemy po prostu z takim pozytywnym nastawieniem wchodzić w każdy mecz, to jesteśmy w każdym w stanie zdobywać trzy punkty i myślę, że to jest nasze zadanie i nasz obowiązek, bo nie po to trenowałyśmy w zimę w dosyć ciężkich warunkach, mroźnych, wieczorami cztery razy w tygodniu, po to, żeby sobie odpuścić, jak będzie już miło. Nie, to nie o to chodzi. Naszym zadaniem jest cały czas starać się o te trzy punkty, bo to jest to, co lubimy najbardziej: wygrywać.
Chciałam cię na sam koniec poprosić albo raczej zapytać, gdybyś miała zaprosić kibiców na mecz i wskazać im jedną najważniejszą rzecz, dlaczego warto jest przyjść, to co by to było?
- Myślę, że jeżeli przyjdą, pooglądają i pocieszą się razem z nami tą grą, to będą mieli ogromną frajdę. Jeżeli naprawdę poczują to, co my, spróbują nam kibicować i być z nami na boisku – bo naprawdę doping jest coraz lepszy i kibiców słychać, też już nas znają, krzyczą po imieniu – to jest naprawdę bardzo napędzające, kiedy słyszy się tam gdzieś z trybuny "brawo Maja" od kogoś, kogo się nie zna. To jest naprawdę wspaniałe i myślę, że można tu odnaleźć dużo radości – tak jak my z piłki czerpiemy bardzo dużo radości, tak kibice mogą przeżyć naprawdę fajne niedzielne czy sobotnie popołudnie w naszym towarzystwie. Dlatego myślę, że warto i serdecznie zapraszam.
Fot. Łukasz Betkowski / hello Drone
WYWIADY Z NAFCIARKAMI:
Klaudia Stradomska: "Dawaj dziewczyno!"
Klaudia Łyzińska: Cieszę się jak dziecko
Ola Synowiec: "To dobry czas dla mnie!"