Najlepszy growy western stworzyli… Polacy? - Retro Recenzja #57
Westerny swojego czasu były bardzo popularnym gatunkiem filmowym. Niemal każdy kojarzy “Pewnego razu na Dzikim Zachodzie”, “Butch Cassidy i Sundance Kid” czy kultową trylogię dolarową z młodym Clintem Eastwoodem. W branży gamingu ten gatunek jest wielce niewykorzystany. Na palcach jednej dłoni można wymienić warte uwagi produkcje o kowbojach i Dzikim Zachodzie. Obecnie najbardziej znanym przykładem jest oczywiście Red Dead Redemption 2, ale zanim twór Rockstar Games ujrzał światło dzienne w 2018 roku za jedną z najlepszych gier w klimatach westernu uważano… polską produkcję!
Chodzi oczywiście o Call of Juarez od polskiego Techlandu (ci od Dead Island oraz Dying Light). W tym tekście zajmiemy się wyjątkowo nie jedną grą, a dwiema pierwszymi odsłonami serii. Są one ze sobą bardzo sprytnie splecione fabularnie i uważam, że wielkość polskiego westernu dostrzega się dopiero po poznaniu całości historii.
Obie gry są dość typowymi przedstawicielami gatunku FPS. W obu gracz wciela się w więcej, niż jednego bohatera, a same postacie występują zarówno w pierwszej odsłonie, jak i kontynuacji - chociaż to słowo nie do końca tutaj pasuje, ponieważ druga część fabularnie przedstawia historię SPRZED wydarzeń w “jedynce”, jest tzw. prequelem. Obie gry pojawiły się też na PC oraz Xboxa 360.
We wrześniu 2006 roku gracze przenieśli się do 1884 roku, na brutalny i nieprzystępny Dziki Zachód w Teksasie. Młodziutki Billy “Candle” powraca w rodzinne strony, ale powrót ten jest niezbyt przyjemny. Okazuje się, że matkę i jego ojczyma zamordowano, a na domiar złego w dość niefortunnych okolicznościach przyłapuje go tamtejszy pastor, Ray McCall. Tak się okazuje, że jest on bratem zamordowanego, więc chcąc się zemścić rozpoczyna pościg za zabójcą, w którym upatruje Billego.
Pierwsza część Call of Juarez nie prezentuje się niestety już tak dobrze jak kiedyś.
Strzałem w dziesiątkę okazało się podzielenie gry na dwie części. Gracz naprzemiennie rozgrywa poziomy Billym oraz Rayem, a mimo że często rozgrywają się one na tych samych planszach wielkim urozmaiceniem jest rozgrywka każdego z bohaterów. “Candle” jest ściganym i przestraszonym chłopcem, który co chwila wpakowuje się w kolejne kłopoty. Poziomy rozgrywane z jego udziałem polegają na rozwiązywaniu logicznych zagadek środowiskowych lub skradaniu się. Z drugiej strony mamy jego kata, czyli Raya. Ten bardzo szybko przypomniał sobie swoje przeszłe życie i poziomy z jego udziałem są pełnokrwistymi strzelankami wypełnionymi akcją do granic możliwości. Billy w nocy przekrada się przez obozowisko bandytów? Gracz może mieć pewność, że w kolejnym rozdziale ten sam obóz zostanie zrównany z ziemią przez krwiożerczego pastora. Obu bohaterów różni też uzbrojenie. Jeden posługuje się lassem lub łukiem, a drugi potrafi wypalić ze strzelby lub (moich ulubionych) podwójnych pistoletów. Pościg nie trwa oczywiście w nieskończoność, a niemałą rolę odgrywa tutaj tytułowe miasteczko Juarez. Nawet głównego antagonistę, czyli Juana Mendozę, określa się mianem Juarez. Wszystko to za sprawą złota, które według legendy miało być tam ukryte.
Po niecałych 3 latach, bo w czerwcu 2009 roku Techland wypuścił drugą odsłonę Call of Juarez o podtytule Więzy Krwi. Jak wspomniałem wcześniej jest ona prequelem, więc przedstawia wydarzenia rozgrywające się wcześniej, niż w poprzedniczce. Również tutaj mamy dostęp do dwóch bohaterów. Po raz kolejny jednym z nich jest Ray McCall, zaś drugim jest jego brat, czyli Thomas (późniejszy ojczym Billego). Bracia są stereotypowymi kowbojami, którzy są spragnieni strzelaniny, a prawo nie do końca ich obowiązuje. Dezerterują oni w z wojska (okres wojny secesyjnej), by ocalić rodzinną farmę. Ścigani przez prawo łatwo podchwytują mityczną historię o złocie Juarez, która powoduje, że na swojej drodze spotykają Juana Mendoze, który jest tylko jedną z postaci łączących obie części gry. Wraz z Rayem i Thomasem podróżuje ich najmłodszy brat, William, który będąc księdzem na każdym kroku próbuje zawrócić swoich braci na dobrą drogę. W odróżnieniu od narzuconej rozgrywki z pierwszej części, w której graliśmy bohaterami naprzemiennie, w Więzach Krwi dostajemy wybór. Przed każdą misją musimy się zdecydować, w kogo się wcielimy. Rozgrywka Raya nie różni się wiele od tego co prezentuje (będzie prezentował…?) w pierwszej odsłonie. Zrezygnowano z elementów skradankowych, ale nie znaczy to, że Thomas działa tak jak jego brat. Rozgrywka drugiego z McCallów jest bardziej finezyjna i nastawiona na spryt. Jako, że większość gry bracia podróżują ze sobą to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby całą grę przejść w zasadzie tylko jednym bohaterem.
Więzy Krwi są lepsze pod każdym względem, ale to wraz z przejściem “jedynki” docenimy całość opowiadanej historii.
Obie gry dzielą 3 lata, więc z oczywistych powodów różnią się one nie tylko fabułą. Oprawa graficzna “jedynki” nie prezentuje się już tak dobrze, ale dzięki delikatnie komiksowej kresce drugiej części ta nawet dzisiaj prezentuje się przyzwoicie. Techland nie zapomniał, że cała historia dzieje się na Dzikim Zachodzie. Nie zabrakło m.in. rewolwerowych pojedynków w samo południe czy konnych pościgów. Więzy Krwi są grą lepszą pod każdym aspektem. Ulepszają rozwiązania z poprzedniczki, ale wprowadzają też wiele nowości. Dużo tu przerywników filmowych, a sama akcja jest bardziej filmowa - za przykład może posłużyć sam początek, w którym bierzemy udział w bitwie pod Gettysburgiem. Bracia zyskali też umiejętności. Po pokonaniu odpowiedniej liczby wrogów uruchomić możemy specjalny tryb (różniący się co do bohaterów), który dzięki spowolnieniu czasu z łatwością umożliwi nam mordercze wystrzały z rewolwerów.
Mimo, że w Call of Juarez gra się bardzo dobrze (zwłaszcza w Więzy Krwi) to największym atutem pozostaje fabuła. Na oklaski zasługuje tutaj zwłaszcza zarys psychologiczny i wewnętrzna przemiana Raya McCalla. Polacy z Techlandu, świadomie lub nie, zastosowali świetny ruch. Skoro przeszedłem drugą część i tak się świetnie bawiłem, to dlaczego nie spróbować poprzedniczki, w której przecież poznam dalsze losy ulubionych bohaterów. Kto jest ojcem Billego, dlaczego Ray przywdziewa habit, czy złoto z legendy Juarez istnieje naprawdę? Odpowiedzieć na te pytania możemy tylko znając fabułę obu części.
Garść ciekawostek:
Przez lata Call of Juarez było uważane przez wielu za jeden z lepszych przykładów growego westernu. Słusznie - przy produkcji Techlandu nie tylko można się było dobrze bawić, ale też poznać ciekawą historię rodem z filmów z Clintem Eastwoodem. Nie oznacza to, że polska gra jest pozbawiona wad - istotniejszą kwestią była po prostu dość mała konkurencja na rynku. Obecnie za absolutnie najlepszą produkcję w klimatach westernu uznać należy Red Dead Redemption 2, o którym być może więcej będziecie mogli przeczytać całkiem niedługo.
Wcześniejsze gry w serii Retro Recenzji, kliknij i zobacz:
StarCraft, Half-Life, Max Payne, Heroes 3, GTA2, Syberia, Medal of Honor, Commandos, Diablo II, Twierdza, Worms: Armageddon, S.T.A.L.K.E.R, Postal 2, GTA: Vice City, Age of Empires 2, NFS: Most Wanted, Gothic, Kangurek Kao, Call of Duty, Warcraft III, Another World, Wiedźmin, Mafia, Książę i Tchórz, Sacred, THPS2, Harry Potter 1&2, Fable, Wolfenstein, Emergency, Tomb Raider, This War of Mine, Metro 2033, Broken Sword, The Sims, God of War, Robin Hood, Mortal Kombat, Painkiller, King's Bounty, Half-Life 2, GTA: San Andreas, Larry Laffer, Modern Warfare, Diablo, Gothic II, SimCity 3000, Rayman 2, Hitman 2, Mass Effect, Dungeon Siege, Doom 3, XIII, Carmageddon, Far Cry3, Baldur's Gate