O tym jednym Polaku, który pokonał nazistowskie Niemcy
Wielu twórców staje dzisiaj przed trudnym zadaniem odświeżenia kultowych gier, które ze względu na swój wiek nie przyciągają do siebie młodych ludzi. Jak zmierzyć się z tym problemem? Stworzyć grę “na nowo”? Odświeżyć wyłącznie graficznie? Dokonać zmian w fabule? Niektórym wydanie nowej gry się udaje, innym nie. Udało się z całą pewnością twórcom Return to Castle Wolfenstein. Jednak zauważyć warto, że owo “odświeżenie” miało miejsce w 2001 roku, a pierwowzorem była gra uważana za pierwszego FPS w historii.
Zastanawiając się nad pierwszą strzelanką pierwszoosobową, w której na akcję patrzymy oczami bohatera, wielu starszych graczy będzie prawdopodobnie rozważać trzy tytuły - Doom, Duke Nukem i Wolfenstein 3D. Faktem jest, że to ta ostatnia jest oficjalnie tą pierwszą (chociaż w mojej opinii Doom jest najlepszą z wymienionych). Pojawiła się w maju 1992 roku i całkowicie zrewolucjonizowała branżę gier. Fani na jej kontynuację musieli czekać niemal 10 lat…
Bowiem dopiero 20 listopada 2001 roku pojawiło się Return to Castle Wolfenstein. Gra jest dostępna wyłącznie na PC, a wydawcą została firma Activision. Za produkcję odpowiadały dwa studia. Gray Matter Interactive skupiło się na rozgrywce dla jednego gracza, a Splash Damage przygotowała tryb wieloosobowy.
Tytuł stanowi z jednej strony reboot jak i remake kultowego Wolfensteina 3D. Gra jest typowym przedstawicielem pierwszoosobowych strzelanek, a jej fabuła jest dość luźno osadzona w realiach II wojny światowej. Na początku XXI wieku twórcy zaserwowali graczom bardzo przyzwoitą oprawę graficzną (na tym samym silniku graficznym powstał Quake III czy Medal of Honor: Allied Assault) oraz klimatyczne udźwiękowienie.
Nawet dzisiaj gra nie wygląda najgorzej i mimo ponad 20 lat dalej bawi równie dobrze (Return to Castle Wolfenstein).
Return to Castle Wolfenstein może też się pochwalić rozbudowanym wątkiem fabularnym, co w tamtych czasach (zwłaszcza w FPS-ach) nie było normą. Co prawda przedstawiona historia jest dość prosta i naiwna, ale potrafi zainteresować. Głównym bohaterem, w którego wciela się gracz jest William “B.J.” Blazkowicz. Jest on amerykańskim agentem polskiego pochodzenia, który w marcu 1943 roku zostaje wysłany do zamku Wolfenstein w samym sercu nazistowskich Niemiec. Jest to moment, w którym III Rzesza zaczyna ponosić porażki na południu (Afryka Północna) oraz na wschodzie (Stalingrad). W związku z tym naziści decydują się sięgnąć po broń, która odwróci szalę zwycięstwa ponownie na stronę niemiecką. Specjalna jednostka SS zaczyna prowadzić badania nad zjawiskami paranormalnymi, a w pewnym momencie sięga nawet głębiej - w stronę okultyzmu. Ich celem jest stworzenie żołnierza idealnego - Über-Soldat oraz… wskrzeszenie Heinricha I. Zmarły przed ponad tysiącem lat saksoński książę miał rzekomo kontakty z demonami i dzięki nim stał się nieśmiertelny. Wszystko skończyło się wraz z zesłaniem Heinricha I do otchłani przez tajemniczego maga, ale teraz naziści chcą go ożywić i wykorzystać jego moc do wygrania całej wojny.
Połączenie wątku nazizmu z okultyzmem wywołało sporo kontrowersji. Twórcy ze studia Gray Matter Interactive spędzili sporo czasu na przygotowaniu samego wątku fabularnego. Korzystali z wielu źródeł - od faktów historycznych, starych filmów, a na strasznych historiach i plotkach kończąc. Dzięki temu fabuła, mimo swojej naiwności potrafi po prostu wciągnąć.
Jak na gatunek FPS przystało przez zdecydowaną większość gry strzelamy. Twórcy zapewnili graczowi spory arsenał uzbrojenia. Pistolety maszynowe Thompson czy Sten, karabiny Mauser oraz Panzerfausty to przykłady “prawdziwych” broni. W związku z klimatem gry rodem z rasowego science-fiction do dyspozycji polskiego agenta trafiają też karabiny Tesla czy Venom. Zaś w przypadku braku amunicji Blazkowiczowi pozostaje użyć noża lub… własnego buta, żeby kopać przeciwnika. Bohater jest samotną maszyną do zabijania, a na jego drodze staną niezliczone rzesze wrogów. Począwszy od “zwykłych” niemieckich żołnierzy po tych “lekko zmodyfikowanych”, a na nieumarłych kończąc. Napotkani przeciwnicy mogą pochwalić się dobrą jak na tamte czasy sztuczną inteligencją - potrafią się chować lub odrzucić granat. Twórcy wprowadzili też zaawansowany system symulacji odniesionych ran.
Najbardziej kultowym wrogiem, którego zapamiętałem na lata jest Loper. Stwór pozbawiony nóg skacze w naszą stronę i tworzy wyładowania elektryczne (Return to Castle Wolfenstein).
Gra składa się z 7 dość obszernych poziomów, a przejście całości nie zajmie więcej niż 15 godzin - chyba, że zdecydujemy się na wyższy poziom trudności. Jeśli to nam nie wystarcza to w 2003 roku zostało udostępnione graczom samodzielne rozszerzenie przeznaczone do rozgrywki wieloosobowej. Enemy Territory było i jest dostępne za darmo, a przyciąga wielu graczy nawet dzisiaj.
Garść ciekawostek:
- głównym i ostatnim przeciwnikiem w grze jest wskrzeszony Heinrich I. Jest to postać historyczna. Bowiem żyjący w średniowieczu Henryk I Ptasznik był pierwszym królem Niemiec (w latach 919-936). Co ciekawe, w grze można go pokonać nie oddając ani jednego strzału.
- Ze względu na kontrowersyjną tematykę na grę nałożono cenzurę, przez co mogła ona zostać wydana w Niemczech. Nazistowską swastykę zmieniono w symbol dwugłowego orła, a naszymi przeciwnikami nie są naziści tylko “Sekta Wilków”. Sam Heinrich Himmler w grze pojawia się jako Heinrich Höller.
- Inspiracją dla zamku Wolfensten była prawdziwa budowla - średniowieczna twierdza Wewelsburg. Właśnie tam Himmler miał rzekomo praktykować okultyzm.
- Scena jazdy wagonikiem górskim jest inspirowana klasykiem drugowojennego filmu “Tylko dla Orłów” z 1968 roku.
- Wolfenstein jest jedną z najstarszych serii gier komputerowych. Myśląc o pierwszym Wolfensteinie z pewnością przed oczami dostrzegamy obrazy z kultowego Wolfenstein 3D z 1992, którego uznaje się za pierwszy tytuł w gatunku FPS. Jednak przed nim pojawiły się jeszcze dwa. Nie są one co prawda strzelankami pierwszoosobowymi, ale faktem jest, że początek serii Wolfenstein datuje się na… 1981 rok. Castle Wolfenstein jest z dzisiejszej perspektywy gatunkiem pseudo-skradankowym.
- Wolfenstein ma się dobrze nawet dzisiaj, ale za najlepsze odsłony tej serii uznaje się Wolfenstein: The New Order (2014) oraz jej kontynuację - Wolfenstein II: The New Colossus (2017). Od dwóch lat fani czekają na Wolfensteina III, ale twórcy wciąż nie podali nawet przybliżonej daty premiery.
- Return to Castle Wolfenstein mimo wielu kontrowersji sprzedał się bardzo dobrze - w dwa miesiące sprzedało się ponad milion kopii gry.
Pomimo kontrowersyjnej fabuły Return to Castle Wolfenstein jest grą wartą uwagi nawet dzisiaj. Tytuł oczywiście się zestarzał, chociaż grafika nie wygląda tak źle, jak mogłoby się wydawać. Bardziej irytującymi mogą być niektóre przestarzałe mechaniki np. regeneracja zdrowia wyłącznie przy użyciu znalezionych apteczek czy brak możliwości dokładniejszego celowania. Jednak coś co pozostało niezmienne przez 20 lat to specyficzny, mroczny klimat i zwyczajna radość z pokonywania coraz trudniejszych przeciwników. Grę można zakupić za kilka złotych przez platformy Steam lub GOG.
Wcześniejsze gry w serii Retro Recenzji, kliknij i zobacz:
StarCraft, Half-Life, Max Payne, Heroes 3, GTA2, Syberia, Medal of Honor, Commandos, Diablo II, Twierdza, Worms: Armageddon, S.T.A.L.K.E.R, Postal 2, GTA: Vice City, Age of Empires 2, NFS: Most Wanted, Gothic, Kangurek Kao, Call of Duty, Warcraft III, Another World, Wiedźmin, Mafia, Książę i Tchórz, Sacred, THPS2, Harry Potter 1&2, Fable