Po pierwsze zwycięstwo!
- Chcemy grać atrakcyjniejszą piłkę niż jesienią, chcemy, aby przejście z fazy średniego do wysokiego pressingu było jak najczęstsze, zależy nam na zwiększeniu intensywności gry. Krótko mówiąc – chcemy być częściej na połowie przeciwnika niż na swojej, jesienią było odwrotnie. Niemniej, nie zamierzamy zapomnieć jak zdobywać punkty. Solidność w defensywie jest podstawą do regularnego punktowania. Dobra gra w niskiej i średniej obronie pozwoliła nam jesienią wywalczyć 29 punktów, w sumie mieliśmy ich 30 – chyba nikt się takiego wyniku nie spodziewał. Nie zyskaliśmy ich atrakcyjną grą do przodu, ale żelazną konsekwencją, harówką – powiedział w rozmowie z Przemysławem Pawlakiem z „Piłki Nożnej” trener Wisły Płock Radosław Sobolewski.
Próbę zmiany sposobu gry można było zaobserwować już podczas meczu z Pogonią Szczecin, gdzie do 77. minuty wszystko układało się po naszej myśli. Szybkie otwarcie wyniku za sprawą strzału Giorgiego Merebashviliego i rykoszetu od Michálisa Maniása dało nie tylko bramkową przewagę, ale też większą swobodę w działaniu. Rezultat podwyższyliśmy w drugiej odsłonie, gdy w 72. minucie po wrzuceniu piłki w pole karne przez Merebę niepilnowany Jakub Rzeźniczak z bliska trafił do siatki.
Przypadkowy rzut karny pociągnął za sobą lawinę zdarzeń, która doprowadziła do utraty dwubramkowego prowadzenia w odstępie zaledwie sześciu minut, w efekcie czego na inaugurację wiosny zostaliśmy z niczym. Szczególnie w pierwszej połowie nasza gra mogła robić spore wrażenie - w końcu jeden z kandydatów do gry w europejskich pucharach nie bardzo wiedział, jak zareagować na wysoki pressing i agresywną w odbiorze grę drużyny Radosława Sobolewskiego.
Po następnym ligowym pojedynku z ŁKS-em Łódź na wyjeździe szkoleniowiec Wisły Płock na konferencji powiedział: - Po ostatnim meczu byliśmy bardzo źli. W szatni obiecaliśmy sobie, że złość będziemy chcieli wyładować tutaj w Łodzi, ale tej złości starczyło nam na 45. minut, dlatego też nie jestem do końca zadowolony. Później to ŁKS był stroną dominującą i mógł pokusić się o zdobycie trzech punktów. Szczególnie w pierwszej fazie wyjazdowego spotkania z łódzkim beniaminkiem Nafciarze mocno przycisnęli gospodarzy i teraz możemy jedynie gdybać i żałować, że chociażby Damian Michalski czy Dominik Furman nie zdołali wpisać się na listę strzelców. Prawda jest jednak taka, że wywalczyliśmy pierwszy tegoroczny punkt i mamy nadzieję, że dalej pójdzie już z przysłowiowej górki.
Jeszcze trudniejszy początek nowej rundy mają za sobą piłkarze naszego rywala w 23. kolejce. KGHM Zagłębie Lubin na starcie wiosny ma za sobą potyczki z mistrzem Polski Piastem Gliwice i z walczącą o przetrwanie Wisłą Kraków, a dorobek punktowy tak jak wskazywał 28 punktów tak wskazuje. Po rundzie jesiennej strata Miedziowych do górnej ósemki wynosiła dwa oczka, a teraz tylko nieznacznie się zwiększyła. Jest to oczywiście związane nie tylko z naszą postawą, ale też innych przeciwników będących przed Zagłębiem, a więc Jagiellonią i Rakowem Częstochowa.
Lubinianie natomiast mają problem nie tylko z punktowaniem i strzelaniem goli, ale także z kreowaniem sytuacji podbramkowych, czego dowodem dwie przegrane bez żadnej zdobyczy. Pod tym względem nie są jednak osamotnieni, bo podobne problemy mają też chociażby w Kielcach, Białymstoku czy Gdyni. Prawda jest jednak taka, że zarówno przeciwko Piastowi jak i Wiśle nie mieli wiele do powiedzenia. W pierwszej tegorocznej serii gier to mistrzowie Polsce kontrolowali bieg wydarzeń i dość szybko wyszli na prowadzenie. Po faulu Damiana Oko na Patryku Tuszyńskim rzut karny wykorzystał Jorge Felix i gliwiczanie spokojnie mogli oddać inicjatywę. Nawet gdy to zrobili Miedziowi nie bardzo wiedzieli jak im zagrozić. Jedna akcja oskrzydlająca Sašy Balicia i niecelna główka Bartosza Białka, celny strzał z rzutu wolnego Filipa Starzyńskiego, a także wymiana na małej przestrzeni z 60. minuty, po której niecelnie uderzał Damjan Bohar, to było zdecydowanie zbyt mało na co najmniej nieźle dysponowanych gospodarzy, których zwycięstwo po kolejnym stałym fragmencie przypieczętował Jakub Czerwiński.
Nieznacznie lepiej wyglądało to z kolei w poprzedni weekend w potyczce z Białą Gwiazdą. Zagłębie ponownie miało bardzo mało argumentów w ofensywie, ale w 36. minucie powinno otworzyć wynik. Po jednym z dośrodkowań Starzyńskiego z narożnika boiska i przedłużeniu tego zagrania Białek z kilku metrów główkował nad poprzeczką. To zemściło się prawie pół godziny później. Po podaniu z głębi pola od Macieja Sadloka Vukan Savicević uprzedził spóźnionego z interwencją Ľubomíra Guldana i w ekwilibrystyczny sposób pokonał wychodzącego z bramki Konrada Forenca. Miejscowi odpowiedzieć mogli w zasadzie jedynie w 79. minucie. Wówczas po rzucie rożnym groźnie główkował Guldan, ale Michała Buchalika wybijając piłkę z linii bramkowej uratował Rafał Janicki. W ten sposób lubinianie zostali drugim obok Arki klubem, który na początku 2020 roku w żaden sposób nie poprawił swojego dorobku. Pomimo tego łatwo z pewnością nie będzie, ale chęć rewanżu za jesienną klęskę w Lubinie może nam jedynie pomóc.
*****
Materiał znajdziecie również w najnowszym numerze oficjalnego magazynu piłkarskiej Wisły Płock - Czas Wisły #127.
FOT. PIOTR KUCZA / 400MM.PL