Retro recenzje - Worms Armageddon
Dzisiaj przypomnimy sobie grę, która była szalenie popularna przed erą ogólnodostępnego internetu. Tytuł swoją przystępnością powodował, że po dosłownie kilku słowach wyjaśnień każdy nowy gracz potrafił sobie w niej poradzić. Podobnie jak omawiane wcześniej Heroes 3 gra wymuszała spotkania i umacniała relacje międzyludzkie. Chyba, że ktoś zrzucił do wody naszego robala korzystając ze szturchańca - ta zniewaga potrafiła zakończyć każdą przyjaźń! Wormsy mogą pochwalić się bardzo liczną serią dostępną praktycznie na każdą platformę, ale to Armageddon cieszy się wśród graczy największym szacunkiem.
Worms: Armageddon debiutował 22 czerwca 1999 roku na PC, ale bardzo szybko swoje wersje otrzymały konsole Dreamcast, Nintendo 64, Game Boy Color czy pierwsze PlayStation. Za produkcję trzeciej w kolejności gry serii odpowiadał znany do dzisiaj w zasadzie tylko z gier o robalach Team17. Wydawcą było studio MicroProse, a za polski rynek odpowiadało słynne CD Projekt S.A. Pierwotnie Armageddon miał być dodatkiem do drugiej części, ale ostatecznie zdecydowano się wypuścić go jako samodzielną grę.
Zamysł rozgrywki jest bardzo prosty. Na dwuwymiarowej arenie (wybranej z kilku dostępnych, wygenerowanej losowo czy stworzonej przez samego gracza) stają naprzeciw siebie grupy tytułowych robali. Liczące od 4 do 8 dżdżownic drużyny mają jeden cel - pozostać jako jedyne na planszy. Rywali trzeba zlikwidować lub spowodować, że spadną do otaczającej mapę wody. Nieumiejące pływać robaczki mają możliwość korzystać z bogatego arsenału uzbrojenia i dzięki temu niszczyć przeciwników, otaczającą ich planszę czy, przy odrobinie nieuwagi, samych siebie. Broni jest do wyboru całe mnóstwo - od typowych bazook, strzelb czy miotaczy ognia po dziwne święte granaty ręczne, wściekłe krowy, wybuchowe banany, latające owce czy zabójcze wazy z Dynastii Ming. Ba, można trzasnąć rywala kijem bejsbolowym tak mocno, że ten zacznie robić na powierzchni wody tzw. kaczki, co z pewnością zostanie nagrodzone powtórką.
Przed rozpoczęciem rozgrywki możemy ustalić czy zaczynamy ze standardowym ekwipunkiem i lepszą broń zbieramy ze skrzynek czy mamy dostępny pełny arsenał (Worms: Armageddon).
Każda z różnorodnych broni powoduje różne uszkodzenia, odbiera inną liczbę punktów życia czy może wpłynąć też na naszych “żołnierzy”. Zwracać uwagę trzeba też na kierunek i siłę wiatru, ponieważ część uzbrojenia jest od niego zależna. Prócz przedmiotów powodujących obrażenia korzystać można z dodatkowych usprawnień np. lin czy wierteł do drążenia tuneli. Wszystko to oznacza, że sprzęt stosuje się trochę inaczej - nalotu dokonujemy wskazując po prostu punkt na planszy, strzelając z bazooki musimy wziąć pod uwagę wiatr i siłę wystrzału, a korzystając z dynamitu pamiętać należy, że nasz robal postawi go dosłownie pod siebie i na ucieczkę z pola rażenia mamy dosłownie chwilę. Nie można też zapomnieć o spadających na spadochronach co jakiś czas skrzynkach. Te pakunki zawierają bronie, dodatkowy sprzęt lub uzdrawiają pierwszego wormsa, który do niej dotrze.
Mimo, że gra jest pełna przemocy, a jej głównym założeniem jest agresja i śmierć przeciwników to tytuł skierowany jest również do najmłodszych. Późniejsze części będą oznaczane symbolem PEGI 3+ (system zaczął funkcjonować w Polsce kilka lat po premierze Armaggedonu). Czy to błąd? Nie do końca - gra utrzymana jest w charakterystycznej kreskówkowej i humorystycznej oprawie graficznej, a wybór na bohaterów niewinnych robaczków spowodował, że Team17 “obszedł system” i Wormsy nie mają żadnych ograniczeń wiekowych.
Niektóre z broni powodują na planszy istny chaos, a obrażenia otrzymać mogą nie tylko przeciwnicy, ale i nasze robaki (Worms: Armageddon).
Sama gra jest określana jako dwuwymiarowa strategia turowa. Oznacza to, że rozgrywka toczy się na zmianę, a w każdej trwającej kilkanaście sekund turze możemy jednym z naszych wormsów się poruszyć (robal potrafi też dość komicznie skakać) i użyć jednej z broni. Po wykonaniu akcji swój ruch wykonać może kolejny gracz. Wygrywa ta osoba, której dżdżownica ostatnia pozostanie na planszy. Grać można było przeciwko zespołom sterowanym przez sztuczną inteligencję, ale komputer potrafił stosować takie zagrywki, że miało się wrażenie, że oszukuje - np. bardzo chętnie stosował podstawową bazookę, którą strzelał z diabelską precyzją, uwzględniając odległość i wiatr. Koniec końców to rozgrywki między siedzącymi obok siebie graczami były główną przyczyną tak dużej popularności tej serii.
Armageddon prócz tworzenia własnych plansz pozwalał nam też scharakteryzować swój zespół robali. Każdego z nich mogliśmy nazwać i wybrać im jeden z dostępnych 18 głosów, którymi komentowali swoje zagrania. Co ciekawe, był też dostępny język polski!
Garść ciekawostek:
- wiele z dostępnego ekwipunku to nawiązania do popkultury. Przykładowo święty granat ręczny to broń zaczerpnięta z filmu Monty Python i Święty Graal z 1975 roku. W jednej ze scen pojawia się Holy Hand Grenate of Antioch, którego bohaterowie używają do pokonania krwiożerczego Królika z Caerbannog.
- Worms: Armageddon mimo 22 lat jest nadal wspierane przez twórców. Ostatnia aktualizacja gry pochodzi z lipca 2020 roku i wprowadza większą rozdzielczość ekranu czy kompatybilność z nowymi systemami operacyjnymi.
- Gdy uruchomimy grę 25 grudnia, czyli w Boże Narodzenia, to w menu głównym zamiast gwiazd pojawią się śnieżynki, a każda generowana plansza będzie w motywie świątecznym.
- Jeśli włączymy grę 17. dnia miesiąca to tytuł przywita nas specjalnym motywem muzycznym. Tzw. Wormsong to nawiązanie do twórców studia Team17.
- Mało znanym faktem jest działanie min. Te specyficzne bronie zaczynają charakterystycznie “pikać” gdy zbliży się do nich robak. Oznacza to, że mina została uruchomiona i zaraz wybuchnie. Różny jest czas eksplozji, zazwyczaj parę sekund, co daje nam okazję do ucieczki. Mając szczęście mina taka może być niewypałem i po odliczaniu nic się nie stanie. Ciekawostką jest, że gdy gracz zacznie uciekać od tej leżącej broni to ta zawsze wybuchnie, ale gdy zdecydujemy się na wojnę nerwów i nie będziemy się ruszać z miejsca to jest spora szansa, że ładunek nie wypali.
- Mająca do tej pory ponad 20 gier seria Worms po sukcesie Armageddonu i wydanego chwilę później World Party zaczęła notować regres. Ani przejście robaków w pełne 3D, ani powrót po latach do klasycznego widoku “od boku” nie uratował do tej pory serii, której popularność coraz bardziej spada. Jednak zdarzały się wyjątki, które były niezłymi tytułami. Wspomnieć też można o Worms Reloaded z 2010 roku, którego inny tytuł to Worms 2: Armageddon. Jest to swoistego rodzaju wersja zremasterowana omawianego dzisiaj tytułu.
- Andy Davidson, główny twórca serii, odszedł ze studia po premierze Worms: Armageddon, ponieważ uznawał tę część za zwieńczenie swojego pomysłu i nie zgadzał się z dalszą produkcją gier z tymi bohaterami. Po kilku latach powrócił do Team17.
Wormsy z pewnością kojarzą wszyscy. Jest to jedna z popularniejszych serii gier komputerowych. Jednak wydaje się, że lata świetności, które przypadały na przełom wieków, już minęły i twórcy łudząc się wciąż nie kończą tej przygody. Na spadek zainteresowania robaków wpłynął z pewnością coraz bardziej dostępny internet, co spowodowało, że spotkania u kolegów w celu pogrania w Wormsy straciły sens. Jednak w tych czasach może warto udać się w nostalgiczną podróż i dać którejś grze z serii szansę? Potraktowanie przeciwnika betonowym osłem może bawić dzisiaj tak samo jak kiedyś.
Wcześniejsze gry w serii Retro Recenzji, kliknij i zobacz: