Bramek co niemiara
Bramek co niemiara – tak można podsumować weekendowe występy zespołów SSM Wisły Płock. Aż 11 padło w derbowej konfrontacji dwóch wiślackich drużyn w I Lidze Okręgowej D1.
Jako pierwsi pojawili się na murawie 11-latkowie Emila Pniewskiego, którzy w 2. kolejce I Ligi Okręgowej D2 wygrali u siebie z Królewskimi Płock 2:1. - Podeszliśmy do tego spotkania bardzo skoncentrowani, bo spodziewaliśmy się trudnej przeprawy - mówi szkoleniowiec. - Od razu przyniosło to odpowiedni efekt, bo co i rusz nękaliśmy gości atakami, aż do 15. minuty, gdy jeden z nich popełnił błąd, co wykorzystał Kacper Kuczyński, strzelając do pustej bramki. Na drugą odsłonę wyszliśmy podobnie zmotywowani, dzięki czemu udało nam się podwyższyć prowadzenie - Kuczyński minął tzw. ruletą jednego z przeciwników i wyłożył futbolówkę Aleksandrowi Tokarskiemu, który nie miał problemów, by skierować ją do siatki. Choć kontrolowaliśmy to, co działo się na boisku, to 10 minut przed końcem przydarzyła nam się strata, po której padła bramka dla Królewskich, i od tego momentu w nasze szeregi wkradło się trochę nerwowości, jednak przetrwaliśmy to i dowieźliśmy zwycięstwo.
Z kolei w niedzielę rywalizowała także druga z drużyn Pniewskiego, która występuje w I lidze Okręgowej D1. W 4. serii spotkań jego podopieczni zmierzyli się z drugim wiślackim zespołem złożonym z rok starszych piłkarzy, których trenuje Tomasz Włoczewski, i przegrali 3:8. Gole dla zwycięzców zdobyli: Jakub Sawicki - 5, Adrian Ziemkiewicz, Sebastian Nowak, Jakub Lejman - wszyscy po jednej, natomiast dla przegranych dwa razy trafił Michał Krynicki i raz Dominik Jąderko.
- Mimo porażki jestem zadowolony z tego, co pokazaliśmy - mówi asystent Pniewskiego Konrad Bagiński. - Do stanu 2:4 wyglądało to naprawdę nieźle, bo staraliśmy się odgryzać tym bardziej doświadczonym wiślakom, realizując dobrze założenia taktyczne. Ostatnie 10 minut było jednak nie najlepsze, bo w krótkim odstępie czasu straciliśmy aż 3 bramki, i to po naszych błędach, które omówiliśmy sobie tuż po meczu. Najważniejsze jednak, że chcieliśmy grać piłką, budować akcję od swojego bramkarza i długimi fragmentami to nam się udawało, a że zdarzały się pomyłki, to trudno - chodzi o to, byśmy się czegoś nauczyli, co zaprocentuje w przyszłości.
- Abstrahując od wyniku, jestem usatysfakcjonowany z naszej postawy - dodaje z kolei Włoczewski. - Na boisko staraliśmy się robić to, co nakreśliliśmy sobie przed spotkaniem, ze szczególnym uwzględnieniem naszych czterech obrońców, których uczymy grać w linii. Dodatkowo szczególnie zwracałem uwagę chłopaków, by przez cały czas utrzymywali koncentrację i konsekwentnie realizowali założenia taktyczne, bo w poprzednich meczach bywało z tym różnie. Na szczęście tym razem widziałem po nich taką determinację i skupienie na swoich działaniach, co wyglądało dobrze również w ofensywie, gdzie budowaliśmy akcje krótkimi podaniami, przyspieszając w odpowiednim momencie. Co prawda w całym spotkaniu nie ustrzegliśmy się błędów, bo przecież straciliśmy 3 bramki, ale generalnie jestem ukontentowany.
W weekend grali także zawodnicy Włoczewskiego z łączonej drużyny roczników 2006 i 2007, którzy przegrali na wyjeździe w rozegranej awansem, 5. kolejce I Ligi Okręgowej C2 z Orkanem Sochaczew 2:4 - bramkę dla Wisły zdobył Piotr Zemło, z kolei druga padła po strzale samobójczym gospodarzy.
Piąta runda spotkań “Ekstraligi” C2 okazała się bolesną lekcją dla 13-latków Piotra Górnickiego, którzy przegrali przy Łukasiewicza 34 z Escolą Varsovia 0:9. - Cały pojedynek toczył się pod dyktando warszawian, a wynik to i tak najniższy wymiar kary – mówi trener. - Na pewno czeka nas bardzo dużo pracy, co zresztą powtarzam od początku sezonu, ale pytanie brzmi: czy chłopcy będą się chcieli temu poświęcić? Trzeba sobie zdać sprawę z tego, że my nie nadrobimy różnic między nami a Escolą czy Legią w ciągu kilku tygodni - tu potrzebna jest cierpliwość, wytrwałość, wiara w to, co się robi, ale efekty i tak mogą przyjść np. dopiero za rok. Moim zawodnikom potrzebna jest większa świadomość, że każde zagranie, każda akcja może mieć znaczenie, bo musimy utrwalać pewne zachowania, i trzeba je wykonywać z najwyższą pieczołowitością. Takie momenty w naszym meczu też były, bo pragnę tylko zwrócić uwagę, że mimo znacznej przewagi warszawian graliśmy z nimi otwartą piłkę, a nie stawialiśmy “autobus” w swoim polu karnym, by nie stracić kolejnych goli.
W dużo lepszych nastrojach kończyli swój pojedynek w 5. serii “Ekstraligi” C1 14-latkowie Łukasza Majewskiego - na bocznym boisku Stadionu im. Kazimierza Górskiego pokonali oni MKS Pogoń Siedlce 6:0. - Pierwsze 30 minut meczu było bardzo w naszym wykonaniu, bo w tym czasie strzeliliśmy aż 3 gole - relacjonuje Majewski. - Jako pierwszy na listę strzelców wpisał się Wojciech Jakubik, po tym jak kilka razy dobijaliśmy piłkę po uderzeniu na bramkę rywali. Na 2:0 podwyższył Oskar Tomczyk po asyście Bartłomieja Grzegórskiego, a wynik do przerwy ustalił Adam Kotarski, przymierzając z rzutu wolnego. Kilka minut po wznowieniu gry jeden z naszych piłkarzy otrzymał w kuriozalnych okolicznościach drugą żółtą, a w efekcie czerwona kartkę, bo chciał wykonać rzut wolny przed gwizdkiem sędziego - szczerze mówiąc, to chyba pierwszy raz, odkąd pamiętam, otrzymaliśmy karę za takie zachowanie. Mimo straty jednego z zawodników udało nam się dołożyć jeszcze 3 trafienia, z czego dwa należy zapisać na konto Krzysztofa Dynusa, a jedno było dziełem Oskara Tomczyka, któremu podawał Jakubik. Co więcej warto podkreślić, że już drugi mecz z rzędu po pauzie rozegrał Dynus, dzięki któremu nasza obrona wygląda dużo lepiej - wystarczy napomknąć, że pierwszy raz w sezonie nie daliśmy sobie strzelić bramki.
Dokładnie odwrotnym wynikiem zakończyło się spotkanie 5. kolejki “Ekstraligi” B2, w której zawodnicy z rocznika 2004 ulegli w warszawie Legii. W ich ślady nie poszli na szczęście rok starsi wiślacy, których prowadzi Rajmund Koperek, pokonując przy Ł34 w 5. rundzie “Ekstraligi” B1 Radomiaka 5:1. Wygraną zakończyli 5. kolejkę “Ekstraligi” A1 także podopieczni Artura Serockiego - drużyna do lat 19 strzeliła w Pruszkowie sześć bramek MKS-owi Znicz, nie tracąc ani jednej.
Michał Michalak